top of page
Szukaj

Nirvana – Nevermind (1991)

  • Zdjęcie autora: Michał Kryszak
    Michał Kryszak
  • 30 lis 2019
  • 2 minut(y) czytania


Przepis na sukces – stwórz pewny hit pokroju „Smells Like Teen Spirit”, wydaj, dobrze go wypromuj i oczekuj na efekty. „Nevermind” to ,bez wahania, dzieło przełomowe. To właśnie następca „Bleach” sprawił że rock alternatywny i grunge stały się modne i popularne, a co za tym idzie, trafiły do mainstreamu. Nie dziwi więc fakt, że zmienił on w swoim czasie status quo muzyki popularnej. Przed jego wydaniem, w telewizji i radiu dominowały kiczowate, glam-potworki (które osobiście traktuje albo jako moje guilty pleasure, albo jako fajne, lekko-strawne kapele) w stylu Poison czy Mötley Crüe. Ale kiedy drugi album NIrvany uderzył na półki sklepowe, to z pewnością można było mówić o popkulturowej rewolucji, która na zawsze zmieniła oblicze muzyki.


No dobra, ale jak „Nevermind” się prezentuje jako album zawierający muzykę, a nie jako zjawisko, które namieszało w kulturze masowej? Otóż naprawdę zajebiście. Ciężko inaczej mówić o klasyku, na którym wychowywała się spora ilość słuchaczy. Na pewno można mówić o tym, że zespół dokonał pewnych zmian odnośnie swojego brzmienia. Jest tutaj zdecydowanie szybciej (np. „Breed” czy „Stay Away”), choć i tak pojawiają się momenty utrzymane w średnim tempie (np. „Smells Like Teen Spirit” i „In Bloom”), lub te lżejsze, bardziej melancholijne (np. “Lithium” oraz “Come As You Are”). Bywa też atonalnie i chaotycznie (np. „Endles, Nameless”, „Territorial Pissings”), melodyjnie (min. “On A Plain”, “Drain You”, “Lounge Act”) minimalistycznie („Polly”), oraz przygnębiająco ( „Something In The Way”). Nie ma tutaj ani jednego utworu do którego można się zrazić. Każdy jest, na swój sposób, inny, przez co nie da się przy nim nudzić, bo słuchacz jest zaskakiwany z utworu na utwór.


Kurt Cobain zmienił trochę swoje podejście do śpiewania. Oprócz, typowego dla niego, zdzierania głosu na „krzykliwo-bełkotliwą” modłę (np. Endless, Namless”) oferuje też zdecydowanie bardziej melodyjne i stonowane wokale (min. „Something In The Way”). Co prawda już wcześnie można było zauważyć zwracanie się w tą stronę („About A Girl” i „Love Buzz”), ale tutaj jest to znacznie bardziej intensywne. Nowy nabytek zespołu, Dave Grohl (perkusja), dodał do brzmienia zespołu większej dawki polotu, energii i szybkości. Idealnie się wpasował się w muzykę graną przez zespół. Z kolei Krist Noveselic, nie zmienił swoich zagrywek basowych, co i tak nie umniejsza jego wkładu w nagranie materiału.


Butch Vig, zaoferował Nirvanie zupełnie inną jakość produkcji, z jaką wcześniej miała styczność. Doskonale pogodził czystość i sterylność brzmienia, z brudem i ciężarem zespołu i dostosował je do realiów „komercyjnej” muzyki.


„Nevermind” to, zdecydowanie, jeden z kamieni milowych w historii muzyki, nad którym nie można przejść obojętnie. Album, na którego podstawie są pisane nawet eseje naukowe. I to nie bez powodu, bo wpływ na kulturę i kult jakim jest ta płyta otaczana, jest w 100% uzasadniony. Klasyka warta poznania, oraz doświadczenie, które na pewno zapada na długo w pamięci.


 
 
 

コメント


©2018 by Matchbox. 

bottom of page