top of page
Szukaj

Nirvana – Bleach (1989)

  • Zdjęcie autora: Michał Kryszak
    Michał Kryszak
  • 16 lis 2019
  • 2 minut(y) czytania


Nirvany nie trzeba przedstawiać. Ten zespół to w zasadzie starter pack (obok min. AC/DC, Led Zeppelin, Metallici itd.), dla każdego kto zaczyna słuchać muzyki rockowej. Co prawda, ze mną, było trochę inaczej i legendarnym już zespołem z Seattle zainteresowałem się odrobinę później, ale to nie zmienia faktu, że zasługuje on na każde pochwały, jakie tylko zdobywa. Pomógł, w dużej mierze wypromować muzykę nie zależną na początku lat. 90, oraz doprowadzić tym samym do tego, że grunge dotarł do mas, dzięki chociażby MTV. A to wszystko zaczęło się, od tego oto wydawnictwa.


Porównując „Bleach” do późniejszych dokonań Nirvany, to jak porównywanie „Kill ’Em All” do „Thrillera”. Jest zdecydowanie mniej przebojowo i komercyjnie, a ciężej i agresywniej. Przeważają tu utwory w średnim tempie (np. „Blew” czy „Paper Cuts”), ale zespół potrafi zaskoczyć czymś lekkim i urokliwym (jak choćby „About A Girl”) oraz czymś rozpędzonym do szaleńczych prędkości („Negative Creep” i „Mr. Moustache”). Co prawda jest są też tutaj utwory nietrafione, słabo pasujące do całości („Love Buzz” i „Sifting”), ale to tylko niewielkie skazy na płycie.


Wkład, który włożył Kurt Cobain (wokal, gitara elektryczna), idealnie pasuje do obranej konwencji. Śpiew jest odpowiednio niechlujny, krzykliwy i momentami bełkotliwy („Scoff”), a gitara ciężka i przesterowana. Gra Krista Novoselica (gitara basowa) jest tutaj słyszalna i sprawdza się tutaj naprawdę dobrze. To nie jest tylko nieśmiały podkład do muzyki, ale konkretne granie. Nie wirtuozerskie, ale godne uwagi. Chad Channing (perkusja), nie ma co prawda takiego samego talentu i werwy co Dave Grohl, ale sprawdza się nie najgorzej.


Produkcja Jack Endino jest wyjątkowo, jak na standardy wytwórni niezależnych z tego okresu, dobra i sterylna. W każdy utworze wszystko doskonale słychać, przez co słuchanie albumu jest jeszcze bardziej przyjemne. Co jest dziwne, bo grupa nie miała tak dużej ilości pieniędzy (w zaokrągleniu, marne 600$), by tak dobrze wyprodukować album.


„Bleach” Nirvany to bardzo dobre wydawnictwo. Zespół pokazał tutaj na co go stać i stworzył fajny kawał muzyki. To klasyka, którą polecam każdemu, bo naprawdę warto. Są pewne drobne wady, ale w ogóle nie przeszkadzają one w słuchaniu tego albumu.


 
 
 

Commentaires


©2018 by Matchbox. 

bottom of page