Pixies – Come On Pilgrim (1987)
- Michał Kryszak
- 21 wrz 2019
- 2 minut(y) czytania

W swoim życiu słuchacza, mało przywiązywałem uwagi do zespołu Pixies. Nie wiem dlaczego. Być może ciągle miałem coś innego w planach i to pewnie dlatego. To w końcu jeden z najsłynniejszych przedstawicieli muzyki niezależnej. Można by powiedzieć, ulubiony zespół alt-rockowy, twojego ulubionego zespołu alt-rockowego. Postanowiłem zacząć od debiutu… głównie dlatego, że jest najkrótszy.
„Come On Pilgrim” ledwo przekracza 20 minut. Nie wiem z czego to wynika. Może dla tego, że zespół nie miał wystarczająco dużo środków, by opłacić dodatkowe godziny w wynajętymw studiu, aby nagrać więcej materiału. W każdym razie, sam w sobie album jest dosyć średni. Słychać, że zespół na razie zaczyna swoją przygodę, z tworzeniem swojego rozpoznawalnego stylu. Są tutaj utwory zaśpiewane po hiszpańsku („Vamos (pilgrim)” i „Isla De Encanta”), przez Black Francisa (wokal, gitara elektryczna) i Kim Deal (gitara basowa) i to w zasadzie jedyne urozmaicenia do całości. Głównie mamy tutaj do czynienia z utworami szybkimi i zwartymi (np. „I’ve Been Tired i „Ed is Dead”). Wszystkie, są dosyć przeciętne, i słabo zapadają w pamięć (może oprócz „Ed is Dead”, „Levitate Me”, „Caribuo” i „Isla De Encanta”), ale nic więcej. Materiał sprawia wrażenie granego na jedną nutę, z niemalże kompletnym brakiem jakiejś różnorodności. Nie obyło się też bez ewidentnych wpadek („I’ve Been Tired”, „The Holiday Song” i „Nimrods’s Son”), które po prostu irytują.
Produkcja Garego Smitha jest przeciętna. Gra Davida Loveringa (perkusja), która już sama w sobie brzmi tylko jak akompaniament, jest dziwnie przytłumiona. W tych lepszych momentach albumu, Joey Santiago (gitara elektryczna) i Black Francis wypadają całkiem fajnie jako gitarzyści oraz najlepiej ich dostrzec na albumie. I to tyle. Z kolei bas Kim Deal jest ledwo słyszalny, ale na tle reszty wypada tylko sprawnie.
„Come On Pilgrim” to taki sobie debiut, dokumentujący nieśmiałe początki zespołu. Nie jest zły, ale do najlepszych mu sporo brakuje. Są też pewne rzeczy, które powodują znużenie, ale bywają momenty, które bywają co najwyżej niezłe.

Comments