Greta Van Fleet - Anthem of the Peaceful Army (2018)
- Michał Kryszak
- 17 lis 2018
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 1 gru 2018

Zespół Greta Van Fleet został założony w Frankenmuth w stanie Michigan w 2012 roku. zespołu w ktorego skład wchodzą: Josh Kiszka (wokal), Jake Kiszka (gitara), Sam Kiszka (bas) i Danny Wagner (który zastąpił obecnego wcześniej Kyle'a Hauck'a) (perkusja). W 2017 roku, zespół podpisał kontrakt płytowy z Lava Records, gdzie wydali swoją pierwszą EP'ke "Black Smoke Rising", a parę miesięcy później kolejną, zatytułowaną "From The Fires". Oba wydawnictwa z miejsca uzyskały rozgłos oraz popularność i Greta Van Fleet mogła już bez przeszkód nagrać swój debiutancki album.
Już od pierwszego singla "Higway Tune" słychać inspirowanie się Led Zeppelin. I owszem wokal Josh'a to wypisz-wymaluj Robert Plant, ale reszta zespołu swoją grą nijak przypomina Jimmy'ego Page'a, John'a Paul'a Jones'a czy John'a Bonham'a. Jednak, to czego nie rozumiem w otoczce która wytworzyła się w okół Grety, to ogromna nienawiść która spada na ten zespół. Inspirują się, ale nie widzę w tym nic złego. Od czuwam wrażenie, że poważnym problemem nie jest Greta Van Fleet sama w sobie, a scena recenzencka, która dzieli się na trzy obozy. Pierwszym jest armia pijanych wujków, którzy uważają że muzyka rock'owa umarła w 1970'którymś roku i że złota era muzyki rozrywkowej już dawno minęła (o ile taka era faktycznie istniała). Drugi to batalion przemądrzałych hipsterów, którzy czują się tak bardzo elitarni z tym czego słuchają, że często muszą to okazywać w swoich recenzjach. Trzecim (oraz tym najbardziej normalnym) są wszechstronni recenzenci, którzy słuchają dużo, często różniących sie znacznie od siebie, gatunków i nie przejmują się tym że jedne są bardziej skomplikowane i ambitne od drugich. I to nie jest tak że uważam się za jakiegoś zbawcę i ostatniego sprawiedliwego w świecie dziennikarstwa muzycznego (na tę chwilę jestem tylko amatorem). Ja po prostu staram się nie być muzycznym ignorantem i słuchać na przemian za równo starych jak i nowych rzeczy. Ale wracając już do samego wydawnictwa, to muszę przyznać że jest ono bardzo przyjemne w odsłuchu.
Całość otwiera "Age of Man" który jest co najwyżej średni. Może i buduje nastrój, ale sam w sobie jest przeciętny. Z kolei "The Cold Wind" to już konkretny kawałek. "When The Curtain Falls" ma bardzo fajny groove, a pod koniec zaskakuje świetną solówką. Na "Watching Over" jes już decydowanie wolniej. Intrygują w nim dźwieki sitaru, który się tam przewija. "Lover, Leaver (Taker, Beliver)" też jest niczego sobie kompozycją. Chyba najbardziej rozbudowaną kompozycją ze wszystkich tu obecnych. "You're The One" to już pierwsza wpadka. Strasznie banalna i przesłodzona tortura, trwająca ponad 4 minuty. Naszczęście, głównie akustyczny "The New Day" pozwala zapomnieć o tym nie wypale. "Mountain Of The Sun" jest zbudowany na wpadającym w ucho, galopującym riffie. Melancholijny "Brave New World" to mój ulubiony kawałek na płycie. Całość wieńczy wolny, nastrojowy "Anthem".
"Anthem Of The Peacful Army" Grety Van Fleet to album zdecydowanie godny polecenia . To konkretny kawał rockowego, przebojowego czadu z tylko dwoma poważnymi wpadkami. Całości towarzyszy też piękna i dopracowana produkcja z pod ręki Marlona Young'a, Ala Sutton'a i Herschela Boone'a. Niech nie odstraszają was często negatywne opinie. Warto dać temu albumowi szanse. Gwarantuje że się nie zawiedziecie.

Commentaires